sobota, 6 czerwca 2015

Mam kokosa i nie zawaham się go użyć!

Przyciągnął mój wzrok w alejce z owocami egzotycznymi. Patrzył się na mnie tymi zdziwionymi oczami. Wydawało mi się, że mówi "kup mnie". Nie mogłam go tak zostawić. I tak w naszym domu pojawił się KOKOS.

Piękny, prawda? ;)
Wraz z kokosem pojawiło się pytanie - to co z nim teraz zrobić? Kocham kokosy, ale zazwyczaj zjadałam je w postaci wiórków czy mleczka kokosowego. Po przeszukaniu internetu w celu znalezienia instrukcji obsługi tego wielkiego orzecha, uzbrojona w mały ostry nożyk, duży nóż do krojenia chleba i ścierkę kuchenną ruszyłam do boju. Wydłubałam małym nożykiem jeden z trzech otworów i przelałam do szklanki wodę, która była w środku (nie polecam picia samej, do pyszności nie należy). Przyszła kolej na trudniejsze zadanie - rozłupać skorupkę. Pisali, żeby robić to tępą stroną noża, jednak jakoś nie działało. Położyłam więc kokosa na ściereczce, żeby mi nie uciekał i rąbnęłam z całej siły ale tym razem ostrą stroną. TADAM! Udało się, orzech pękł. Potem wystarczyło go tylko rozłupać, wyciąć nożykiem miąższ, obrać go z ciemnej powłoczki i gotowe.

No i teraz mamy następny problem - co dalej z tym kokosem? Postanowiłam część przeznaczyć na mleczko kokosowe a reszta, pokrojona na małe kawałeczki czeka na oblanie roztopioną gorzką czekoladą - będzie takie mini bounty:) Skorupka może służyć za ozdobę, zabawkę dla dziecka, czy domek dla zwierzaka. U nas być może zostanie sprezentowana żółwiowi jako miseczka na pokarm.

Mleczko robiłam z duszą na ramieniu, ponieważ już raz podjęłam się takiego eksperymentu i wyszła katastrofa, jednak wtedy robiłam mleczko z wiórków kokosowych, które długo leżały otwarte. Tym razem wyszło idealne :) Taka porcyjka w sam raz do popołudniowej kawy.

Podaję przepis, jakby ktoś chciał skorzystać:
Do blendera wlałam połowę wody z kokosa, dodałam połowę miąższu a następnie trochę gorącej gotowanej wody. Polecają, żeby wody dodawać tyle, ile dajemy kokosa, jednak z powodu braku wagi kuchennej dodałam tej wody na oko (tak wiem, na oko to chłop w szpitalu umarł). Blendowałam wszystko jakieś 3 minuty - uwaga, dobrze domknijcie blender bo chlapie. Zblendowaną masę przełożyłam na sitko i dociskając łyżeczką wycisnęłam mleczko. I to wszystko. Mleczko można przechowywać w lodówce do 2 dni.

Przecieranie zblendowanej masy przez sitko
Gotowe mleczko kokosowe :)
Kawka z mleczkiem :) Kubek mało odpowiadający aktualnej porze roku, ale to mój ulubiony do kawy ;)
Pozostałych wiórków nie wyrzucałam. Suszą się na papierze do pieczenia i zostaną wykorzystane jako panierka do kotletów z piersi kurczaka. Zamiast bułki tartej, tak ku zdrowotności ;)

Robiąc mleczko zapewne zauważycie, że kokos jest dość tłusty. Panie i panowie dbający o linię nie muszą się jednak tym przejmować, gdyż jest to dobry tłuszcz. Kokos jest polecany osobom odchudzającym się, ponieważ kwasy tłuszczowe w nim zawarte nie odkładają się jako "materiał zapasowy", ale są szybko dostępnym źródłem energii. Miąższ kokosa jest bogaty w błonnik, potas, kwas foliowy i magnez, natomiast woda z niego (ta niesmaczna) jest bardzo dobrym napojem izotonicznym - zawiera tyle samo elektrolitów, co nasza krew.

Widzicie? Samo zdrowie!

1 komentarz:

  1. W kupnie kokosa zawsze odstraszała mnie konieczność rozłupania jego, ale Tobie tak sprawnie poszło... :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń