środa, 10 czerwca 2015

Jak NIE wychowaliśmy Tadka - Niejadka?

Do napisania postu zainspirowała mnie rozmowa na placu zabaw z tatą trzyletniej dziewczynki. Skarżył się, że jego córka ma problemy z jedzeniem, nie chce jeść, warzywa mogą dla niej nie istnieć. Gdy usłyszał, że my nigdy nie mieliśmy problemów z jedzeniem, był bardzo zdziwiony i dopytywał, jak to zrobiliśmy.

My, rodzice, troszczymy się o nasze dzieci, chcemy zaspokajać ich potrzeby, zwłaszcza te podstawowe, czyli jedzenie. Myślę, że każdemu z rodziców zdarzyło się pomyśleć chociaż raz o tym, że dziecko za mało zjadło, że będzie głodne itd. Znacie to, prawda? Ja też. Normalny rodzicielski odruch? Tak, dopóki nie zaczyna to być dla nas najważniejszą sprawą na świecie i nie skupiamy się tylko na tym, żeby nakarmić dziecko i żeby zjadło wszystko.

Na początek proponuję odpowiedzieć sobie na pytanie: co mam na myśli mówiąc, że moje dziecko jest niejadkiem? Znam mamy, które martwią się, że dziecko mało je. Potem patrzę na to dziecko i widzę normalnie, zdrowo wyglądające dziecko, nawet nie wychudzone. Po rozmowie z taką mamą okazuje się, że jakby podsumować wszystko, co zjadło w ciągu dnia, to jest to naprawdę spora ilość i nie ma się co dziwić, że nie chciało zjeść obiadku czy kolacji.

Rodzice bardzo szybko przyklejają dzieciom etykietę niejadka. W artykule opublikowanym przez Kanadyjskie Towarzystwo Pediatryczne dotyczącym nie jedzenia przez dzieci w wieku od 1 do 5 lat, lekarze tłumaczyli, iż większość z tych dzieci wcale nie zjada za mało. Według nich, dziecko zdrowe zjada tyle, ile potrzebuje do prawidłowego rozwoju. Wniosek? Dziecko jest niejadkiem, ale tylko i wyłącznie w głowie rodzica. Może niektórzy rodzice się obruszą za to, co napiszę, ale to właśnie rodzice robią z dzieci takie Tadki - Niejadki. No dobra, nie tylko rodzice, ale też babcie, nianie a czasem panie w przedszkolu. Ale mama czy tata język w buzi mają i potrafią pozostałych poinformować o sposobie wychowywania swoich dzieci, prawda?

Mogę powiedzieć, że nie miałam nigdy problemów z jedzeniem Gabistworka (zabrzmiało jakbym to ja ją jadła ;) ). Pomijam tutaj sytuacje, kiedy dopadała ją jelitówka czy przeziębienie - w takich sytuacjach nawet dorosły nie ma ochoty jeść. Owszem, pojawiały się w głowie myśli, że mało zjadła, że zaraz będzie głodna. Przeprogramowałam jednak to myślenie na takie, że przecież jak będzie głodna to da znać. Nigdy nie usłyszałam od pań z przedszkola o jakichkolwiek problemach z jedzeniem. Wręcz przeciwnie, Gaba je bez marudzenia, chętnie próbuje nowości, jak coś jej nie smakuje to spokojnie o tym mówi.

Jak tego dokonaliśmy?

- Zaczęliśmy najwcześniej, jak tylko się dało, czyli od kiedy Gaba zaczęła siedzieć i przyjmować jedzenie inne niż mleko.
Stosowaliśmy elementy BLW (piszę elementy, bo jedzonko przecierowo - słoiczkowe też podawaliśmy). Co to za metoda? BLW, czyli baby - led weaning pozwala na naukę samodzielnego jedzenie już od samego startu. To Gaba decydowała ile zjada, co zjada i kiedy. Brzmi okropnie, prawda? Nie jest na pewno dla rodziców, którzy chcą dziecko "grzeczne" i spokojnie zajadające wszystko (jeszcze żeby bałaganu przy tym nie robiło). My jednak dziecko wychowujemy a nie hodujemy, więc metoda jak najbardziej nam pasowała. Jak to wyglądało? Siadaliśmy do stołu wszyscy razem lub ja z Gabą, w zależności od tego, kto z nią był. Dostawialiśmy jej krzesełko do karmienia i na tacce kładliśmy wszystko to, co mieliśmy i my - oczywiście w mniejszych kawałkach i trochę mniej doprawione. Dostawała np. kawałki ziemniaków, pokrojonej gotowanej marchewki, różyczkę brokuła, kawałek mięska, groszek - tu było istne szaleństwo, bo groszek uciekał i Panna uwielbiała go łapać ;) Jadła tak nie tylko w domu, ale wszędzie, gdzie szliśmy. Niektórym ciężko było się przyzwyczaić, w końcu przecież "zaraz się zakrztusi", "wybrudzi się", "gdzież takie duże kawałki". Jakoś nigdy się nie zakrztusiła, nie dusiła i radziła sobie świetnie z kawałkami jedzenia. Po jakimś czasie dopominała się o sztućce, w końcu chciała jeść tak jak dorośli, i wsuwała jedzenie widelcem z talerza, pomagając sobie przy tym łapkami.
Polecam rozkładanie pod krzesełkiem dużej maty. Albo po prostu uzbroić się w pokłady cierpliwości ;)
Zalety? Dziecko je z innymi, rodzice mogą jeść w tym samym czasie a nie dopiero jak nakarmią dziecko, samo decyduje, co chce jeść, poznaje nowe smaki, kształty, kolory, faktury (jedzenie wygląda atrakcyjnie w porównaniu do papek). Świetny trening dla zmysłów, motoryki małej i koordynacji wzrokowo - ruchowej.

- Nie zmuszamy do jedzenia.
 Nie chce zjeść więcej? To niech nie je. Może po prostu się najadło. Zdarzało się (i zdarza nadal), że nie chce jeśc obiadu wtedy, kiedy my jemy. No i co z tego? Nie zmuszamy jej. Przecież nikt nie lubi jeść na siłę, zwłaszcza wtedy, kiedy nie jest głodny. Nie stosujemy też zagadywania, odwracania uwagi i szantażowania. Gaba nie słyszała o "samochodziku wjeżdżającym do garażu", latającym samolociku lub tekstów "za mamusię, za tatusia, za babcię itd".
Aaam, za tatusia!

Staramy się, żeby jadła świadomie. Każdy, kto próbował ją zmuszać, dokarmiać lub zagadywać miał do czynienia z nami :P

- Staramy się nie jeść między posiłkami.
 Przydatne także dla rodziców - ciągłe podjadanie nie jest zdrowe dla nikogo. Nie dziwmy się, że dzieciak nie chce jeść obiadu skoro godzinę wcześniej daliśmy mu bułkę, batona czy banana. W przedszkolu Gaba ma stałe pory posiłków i w domu też staramy się jeść regularnie. Jak już pisałam w notce o zakupach http://gabistworkowo.blogspot.com/2015/05/zakupy-z-dzieckiem.html , ustalając menu pytajmy też dziecko o to, co chciałoby zjeść na obiad. Ale z tym trzeba uważać, żeby nie dać się wkopać w pomidorówkę przez cały miesiąc ;)
Staramy się też, żeby słodycze czy jakieś przekąski nie stały w ogólnodostępnych miejscach, bo dziecko może najeść się ich dowoli zamiast normalnego posiłku.
Nie polecam stawianie takiego talerzyka w zasięgu ręki ani wzroku dziecka ;)
- Liczymy się z tym, że dziecku też może coś nie smakować.
Każdy ma swój gust, ulubione potrawy, smaki. Jako, że dziecko to też człowiek, może mniejsz, ale człowiek, więc szanujmy je i liczmy się z nim. Jeśli czymś pluje, to może oznaczać, że mu to po prostu nie smakuje. Nasza Gaba przez 2,5 roku nie jadła ziemniaków. W żadnej postaci. Nie lubiła i już. Nie walczyliśmy z tym, nie namawialiśmy jej. Wyszło nam to na zdrowie, bo zaczęliśmy jeść więcej brązowego ryżu i przeróżnych kasz. Poszła do przedszkola, minęły jakieś dwa miesiące, zaczęła jeść ziemniaki :D Zjada tylko takie gotowane z wody, w kawałkach. Puree nie przejdzie. Nie je też masła. Nie cierpi. Nie robimy jej więc kanapek z masłem.
Pamiętajmy też, że jeśli my, rodzice czegoś nie lubimy, nie znaczy to, że dziecko tego też nie lubi. Trzeba uważać, żeby nie przekazać swoich kulinarnych uprzedzeń.

- Jest czas na jedzenie i czas na zabawę.
Jeśli jemy, to nie bawimy się w tym samym czasie, nie oglądamy TV. Mam tu na myśli większe posiłki, takie, jak śniadanie czy obiad. Czasem zdarza nam się jeść, np. jabłko, w czasie zabawy. To nie jest tak, że jest awantura, krzyki i nagły koniec zabawy, bo obiad. Jeśli wiem, że zaraz będzie gotowy posiłek, po prostu informuję o tym Gabę i za jakiś czas sama przychodzi. Poza tym lubi nakrywać do stołu. Jak już wspominałam wyżej, dbajmy, żeby dziecko jadło świadomie a nie było podkarmiane potajemnie. To są nawyki na przyszłość, które wyjdą im na zdrowie w dorosłym życiu.

Drogi Rodzicu Niejadka! Zastanów się, czemu Twoje dziecko nie chce jeść. Podlicz wszystko, co zjadło w ciągu dnia i pomyśl, czy to rzeczywiście tak mało. Może wystarczy zmiana nawyków (rodzica i dziecka), zmiana rozkładu posiłków w ciągu dnia i przede wszystkim AKCEPTACJA i MIŁA ATMOSFERA w czasie jedzenia?

Wspólnie odkrywajcienowe potrawy i wzbudzajcie u siebie kulinarną ciekawość!

Powodzenia!

2 komentarze:

  1. Podpisałabym się pod wszystkim😊 Syn je kiepsko i mało zróżnicowane,ale dopóki rośnie i się wypróżnia to znaczy,że jest okej😉 Córki za to zjadłyby wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  2. To wszystko zależy też od wieku chyba i od tego, czy jest akurat faza wzrostu. Gabiszonek ma teraz np. jakiś wilczy apetyt i potrafi zjeść na śniadanie więcej niż ja, szczególnie jak pobiega na placu zabaw ;) A co do zróżnicowania to mieliśmy dość długą fazę na płatki na mleku na śniadanie i kolacje, codziennie.

    OdpowiedzUsuń